niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 62:

Postać była coraz bliżej mnie jak nigdy zebrało się we mnie tyle siły,że niewiele myśląc ruszyłam w stronę osobnika,który miał czelność się włamać do mojego mieszkania i zaczęłam go okładać pięściami.Uderzałam gdzie się da.
- Lena przestań.-usłyszałam głos Bartka.Przerażona odnalazłam szybko włącznik do światła.Gdy nastała jasność w przedpokoju,zobaczyłam Bartka trzymającego się za nos.
- Boże Bartek co ty tu robisz?-zapytałam przerażona.
- Raczej ty mi powiedz czemu mnie bijesz?-powiedział i usiadł na podłodze dalej trzymając się za nos.
- Myślałam że to jakiś włamywacz.-wytłumaczyłam szybko przynosząc apteczkę.-Pokaż mi go.-powiedziałam.
- Nie ja sobie samo poradzę.Ty mnie już nie dotykaj.-powiedział zabierając mi apteczkę i udał się do łazienki,ale ja podążyłam za nim.
- Bartuś przepraszam cię,ale dlaczego nie zadzwoniłeś,nie uprzedziłeś?-spytałam opierając się o pralkę.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę.-powiedział.Podeszłam do niego i kazałam mu teraz oprzeć się o pralkę.
- Pokaż mi ten nos.-wzięłam gazik i zaczęłam wycierać krew.-Kwiaty też od ciebie?-zapytałam.
- Tak,mogłaś powiedzieć ze nie lubisz róż,a nie od razu mnie bić.-syknął.
- Przepraszam cię.-powiedziałam smutna.
- Ja dziś śpię na kanapie.-powiedział i wyszedł z łazienki.Wyszłam za nim i zaczęłam ciągnąć do sypialni.Kiedy byliśmy blisko łóżka,pchnęłam go żeby upadł na nie.
- Przepraszam,przepraszam,przepraszam.-mówiłam jak najęta i wreszcie go pocałowałam.
- A tak poza tym to cieszę się,że gdyby na serio ktoś się włamał to potrafisz się bronić słońce.-zaśmiał się i znów pocałował.
- A tak poza tym to uwielbiam czerwone róże.-powiedziała odrywając się od niego.-Dobra kładziemy się spać bo mogę sobie rękę uciąć,że Kuba i Maja będą hałasować od 8:00 rano.-zaśmiałam się.Szybko się ogarnęliśmy i znów położyłam się do łóżka,ale teraz z moim narzeczonym.
Tak jak przypuszczałam dzieci zaczęły hałasować o 8:05.Dały nam jeszcze pospać 5 minut.Niechętnie wstałam i poszłam do pokoju syna,gdzie dochodziły odgłosy śmiechów.
- A co tu się dzieje?-zapytałam.
- Nic,bawię się z Kubusiem.-powiedziała Maja.-Mamo,a kogo to torba w przedpokoju?-zapytała.
- A ten pan jest u mnie w sypialni.Chodź weźmiemy Kubusia i zobaczymy kto to.-powiedziałam z uśmiechem i poszliśmy razem do sypialni.
Bartek spał zakryty kołdrą po sam czubek głowy,jedynie nogi mu wystawały.Tak komicznie to wyglądało.
- Kto to jest?-zapytała szeptem Maja.
- No ten pan.-odpowiedziałam również szeptem.
- Nogi mu wystają.-pokazała Maja.
- No to co budzimy tego pana,czy zostawiamy go?-spojrzałam na nią.
- Budzimy.-Maja bardzo delikatnie weszła na drugą stronę łóżka,a Kuba przyglądał się poczynaniom siostry.Sam również zaczął mi się wyrywać więc się posadziłam go na Bartku.Oboje zaczęli ciągnąć kołdrę.Kiedy odkryli twarz Bartka to Maja spojrzała na mnie.
- Mamo ten pan wygląda jak tata.-powiedziała.
- Myślisz,że jest podobny?-zapytałam.A wtedy Kuba zaczął piszczeć z radości,bo chyba rozpoznał swojego ojca.
- Ta-ta.-powiedział,a wtedy Bartek otworzył oczy.
- Tata.-rzuciła się na niego Maja z Kubusiem.Chyba takiego powitania się nie spodziewał.
- Ale się za wami stęskniłem,tylko mnie nie uduście.-zaśmiał się.
- Tato dlaczego nie powiedziałeś,że przyjedziesz?-spojrzała na niego Maja.
- Niespodzianka księżniczko.
- Ty mi oczu nie mydlij,jakbyś powiedział to dziś miałabym ładny rysunek dla ciebie,a tak muszę go dopiero zrobić.Oszaleć można z tymi facetami.-mówiła Maja idąc do swojego pokoju,a ja nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
- Widzisz pozwalaj dalej jej oglądać Dlaczego ja i Trudne sprawy.-powiedział Bartek i zaczął się śmiać.
- Ta-ta.-przypomniał o sobie Kubuś.
- Tak synku za tobą też się stęskniłem.-przytulił go.-Idziemy jeść bo komuś burczy w brzuszku.-zaśmiał się.
- No tak nasz synek jest głodny.-powiedziałam.
- Ale ja nie mówiłem o Kubie.-powiedział Bartek,a ja się na niego spojrzałam.-No co też mogę być raz głodny.-z wielkimi uśmiechami poszliśmy do kuchni.
Kuba zajął swoje miejsce w foteliku i przyglądał się poczynaniom swoich rodziców.
- To robimy omlety.-zarządził Bartek i kazał mi usiąść na krześle,a do mnie dołączyła Maja.
- A my co mamy robić?-zapytałam.
- Wy macie patrzeć jak mistrz robi omlety.-zaśmiał się.
- Więc patrzymy.-powiedziałam.
- Więc drogie panie i mój synku najpierw musimy zrobić masę.Przepis mam w małym palcu,więc nie muszę patrzeć do książki z przepisami.-mówił jak najęty.Pokazywał każdą sztukę wbijania jajek czy sypania soli do masy.To było tak komiczne.
- Tato podrzuć go do góry.-poprosiła Maja,a więc Bartek wziął patelnie i podrzucił omletem.Niestety omlet zamiast wylądować z powrotem na patelni to wylądował przed moimi nogami.
- Ja wiem,że czysta jest podłoga,ale nie muszę jeść jak pies.-powiedziałam i jak na zawołanie pod moje nogi podbiegł Rafi i zaczął zajadać się omletem przyrządzonym przez swojego pana.
- O Rafiemu smakuje.-zaśmiał się.-Dobra zrobię to jeszcze raz dopóki nie uda mi się podrzucić tego omleta.-powiedział i robił to i robił i robił,a my byliśmy coraz bardziej głodni.Więc ja zrobiłam dzieciom i sobie kanapki z serkiem.My dawno zjedliśmy,a on dalej cudował z tym podrzucaniem.Wiem jedno co mu dziś wyjdzie tak wyjdzie mu posprzątanie całej kuchni.
Dzieci bawiły się w salonie,a ja oglądałam telewizję co chwilę patrząc czy Bartek już skończył.Co wy on dalej męczy te omlety,przecież to pierwszy stopień choroby psychicznej.Usłyszałam dzwonek do drzwi,więc ruszyłam swoje zgrabne cztery litery i poszłam otworzyć przybyszom.
- Cześć Lenka,możemy się wprosić?-zapytali równocześnie Monika,Michał,Asia i Zbyszek no i oczywiście była też Pola.
- Oczywiście wy zawsze.-zaśmiałam się.-Zapraszam do salonu.
- A Bartek przyjechał bo tak mówił?-zapytał Michał.
- Tak jest w kuchni i próbuje podrzucić omleta.-powiedziałam,a Zibi i Michał od razu pognali do kuchni.
- Mogę się założyć,że też będą zaraz go podrzucać.-zaśmiała się Asia.
- Zobaczcie Pola przyszła.-powiedziałam,a Kubuś od razu zaczął się uśmiechać do Polci.
- No miłość wisi w powietrzu nad nimi.-zaśmiała się Moni,a my razem z nią.Dzieci się bawiły razem,a my gadałyśmy.Weszłam na chwilę do kuchni by zrobić kawę i tak jak dziewczyny przypuszczały na ogniu były już trzy patelnie.Nie no oszaleć można.Zrobiłam szybko kawę i wróciłam do salonu.
- Wariaci.-powiedziałam.
- Bywa,no Lenka i jak przygotowania do ślubu?-zapytała Monia.
- W ogóle ich nie ma.Cały czas zakładam że dziś popatrzę,a tak później przychodzi zrobić to i tamto,a jak już skończę wszystkie obowiązki to zastaje mnie noc.-powiedziałam.
- A coś w ogóle zrobiłaś?-zapytała Asia.
- Mam zaproszenia.-powiedziałam i podeszłam do szafki wyjmując je.
- Jakie piękne.-westchnęły widząc je.
- Mi od razu się spodobały.-uśmiechnęłam się.
- A co z suknią?-spojrzały na mnie.
- Chcę się wybrać po nią,ale czas.
- Lenka jak będziesz tak wszystko przekładać to do ślubu pójdziesz w niczym.
- Najwyżej.-zaśmiałam się.
- Jutro jedziemy znaleźć jakiś piękny krój który tobie się spodoba.-postanowiła Asia.
- A dzieci?-zapytałam.
- Przecież jest Bartek,a ja Pole z Michałem zostawię.Żaden problem.Poczekajcie wyślę dziewczyną sms'a,że jutro akcja ślub.-powiedziała Monia i wyciągnęła telefon wraz z Asią.
- Dziewczyną?-zapytałam.
- Słuchaj u nas już taki zwyczaj,że razem jeździmy po suknię.No wiesz Daga,Iwona,Ola,Monia no wszystkie jeździmy.-powiedziała.
- Dobra to wyślij jeszcze do Poli i Izy.-powiedziałam upijając łyk kawy.
- Już im wysłałam.No to szykuje się niezły dzień jutro.Tyle dziewczyn wpadnie do ślubnego,że za głowę się złapią.-zaśmiała się Asia,a my do niej dołączyłyśmy.
- Skarbie udało się.-krzyknął z kuchni Bartek,wstałam wraz z dziewczynami i ruszyłyśmy do kuchni.Rzeczywiście wszyscy trzej stali i obracali te omlety.
- Barwo kochanie,jestem tak z ciebie dumna.A teraz mam dla ciebie i chłopaków nagrodę.-uśmiechnęłam się.
- Co?-zapytali z entuzjazmem.
- Więc cała trójka dostaję do ręki szczotkę i ścierkę i sprzątacie w kuchni.-szybko im miny zrzedły.
- Serio to jest ta nagroda?-zapytał Bartek.
- A przepraszam no tak jeszcze jest jedna nagroda jutro zostajesz z dziećmi bo ja jadę poszukać sukni ślubnej,bo jak wiesz w lipcu mamy ślub,a jeszcze nic załatwione nie mamy,więc misiu jutro opiekujesz się dziećmi a do tego szukasz pięknej sali na wesele,tak?-zapytałam,a on pokiwał tylko głową.
- Przecież ja sam tego nie ogarnę.-załamał się.
- Spokojnie Bartek Michał i Zbyszek ci pomogą.-zaśmiała się Asia.
- A tak Misiu jutro zajmujesz się Polą.-powiedziała Monia i wróciłyśmy do salonu,a oni zaczęli się kłócić,który czego jutro szuka.
- I chce słyszeć jak sprzątacie.-krzyknęłam.
Zajęło im to całe dwie godziny,jak na facetów dobry czas.Nisi goście zostali na obiedzie,a także podwieczorku.W końcu jednak i zostali na noc,bo po co mają się wracać skoro i tak rano musimy się znów spotkać.
Rano dziewczyny obudziły mnie o 8:00,czyli normalka.Szybko zjadłyśmy śniadanie i ruszyłyśmy w drogę do Katowic,gdzie miałyśmy się spotkać z resztą dziewczyn.Jak mówiła Monia wszystkie przyjechały,jak tylko wyszłam z samochodu to mnie wy przytulały i stwierdziły że dzięki nim będę extra laską.
- Dobra plan jest taki najpierw idziemy na kawkę,bo nie każda dziś ją wypiła,a potem idziemy na shopping.-zaśmiała się Iwona.I tak oto poszłyśmy do pobliskiej kawiarni.
- Lenka a ty masz jakiś wymarzony krój?-zapytała mnie Ola.
- Znaczy ja chcę taką,która chwyci mnie za serce i poczuje że to musi być ta i nie ma innej opcji.-powiedziałam.
- Czyli taka na żywioł i za słowami serca?-zapytała Iza.
- Tak dokładnie tak.-zaśmiałyśmy się.Wypiłyśmy naszą kawę i ruszyłyśmy do salonu sukni ślubnych.Asia miała rację,kiedy wszystkie tam weszłyśmy to pracownicy zrobili wielkie oczy.
- Dzień dobry.-podeszła do nas miła pani.-Czy panie wszystkie do ślubów?-zapytała,a my się zaśmiałyśmy.
- Nie tylko ja to moje koleżanki,które będą oceniać czy dobrze wyglądam.-wytłumaczyłam.
- A to zapraszam panią do przymierzali,a panie zapraszam na kanapy.-uśmiechnęła się.-Czy szukać dany krój czy z każdego podawać suknie?-zapytała mnie.
- Z każdego poproszę.-zaśmiałam się.
- Dobrze tylko panią zmierzę,żeby wiedzieć jaki rozmiar przynosić.-szybko zdjęła miary i zaczęło się wielkie mierzenie.
Suknie były przepiękne,każdy krój dziewczyny komentowały tak samo.Samej mi się podobały,ale nie znalazłam tej co ma to coś.W tym salonie siedzimy już 3 godzinę i jeszcze nic nie wybrałam.
- Lena,tobie się która najbardziej podobała?-zapytała Monia.
- Ja już nie pamiętam w której pięknie wyglądałam.-jęknęłam.
- To przymierzaj jeszcze inne może któraś ci się na prawdę spodoba.-powiedziała Daga.Więc sprzedawczyni,podawała mi kolejnych kilkanaście sukienek.Od najprostszych aż do kroju princessy.Chyba dziś przymierzyłam ze sto sukni,a może i więcej.
- Mamy jeszcze jedną,która dopiero wczoraj została do nas przywieziona.-uśmiechnęła się sprzedawczyni.
- To ja chętnie ją zobaczę.-uśmiechnęłam się.Czekałam jak na skazanie w tej przymierzalni.Bo jeżeli ona mi się nie spodoba to muszę jechać dalej do innych salonów,a ja mam już dość.
- Proszę ją przymierzyć i wyjść do koleżanek bo się niecierpliwią.-zaśmiała się.
Na początku oglądnęłam ją z każdej strony i następnie założyłam.Kiedy spojrzałam w lustro,poczułam to co chciałam od samego początku,to był ten żywioł i głos mojego serca.
- Dziewczyny znalazłam suknię.-krzyknęłam.
- To chodź się pokaż.-wyszłam z przymierzalni i patrzyłam jak dziewczyną z sekundy na sekundę oczy przybierały kształt piłeczek pingpongowych.
- I jak?-zapytałam.
- O mamuniu jak ty prześlicznie wyglądasz.-zachwycały się.
- Jest pani zdecydowana?-zapytała mnie sprzedawczyni.
- 100 razy tak.-pisnęłam,a wszystkie się zaśmiały.
- Dobrze to wybierzemy do niej jeszcze dodatki i buty.-to była już prościzna.Dla mnie ważne było że mam sukienkę,która zawładnęłam moim sercem.Na sam koniec podeszłam do kasy i wyjęłam kartę kredytową Bartka.Tak,wczoraj sam mi ją dał i powiedział,że mam kupić najpiękniejszą sukienkę jaka mi się spodoba i pieniądze nie grają roli.Kochany głupek.
Po tych zakupach pojechałyśmy do knajpki Uli i Witka,na pyszny obiad i przy okazji dać zaproszenie.
- Tak się cieszę,boże Witek muszę kupić sukienkę.-powiedziała Ula.
- Spokojnie masz czas do lipca,teraz jest luty.-zaśmiał się.
- Ty zobaczysz jak to wszystko szybko minie.-powiedziała Iza.
- No właśnie Izka,ty za cztery miesiące rodzisz.-powiedziała Ula,a dziewczyny się zaśmiały.
- I widzisz Witek,a czuje się jakby to było wczoraj jak się o niej dowiedziałam.
- Dobra obiad był przepyszny ale my musimy się już zbierać.-powiedziałam.-W końcu musimy wrócić do Bełchatowa bo mi dom rozniosą.-zaśmiałam się.
Przed knajpką podziękowałam dziewczyną za pomoc i oczywiście dałam zaproszenia,które wczoraj pomogły mi wypełnić je dziewczyny.Pożegnałyśmy się i ruszyłyśmy z powrotem do Bełchatowa.Kiedy weszłyśmy do mieszkania to było strasznie cicho.Ale wszystko się wyjaśniło kiedy weszłyśmy do salonu.Więc tak wszyscy spali.Pola spała na Michale,Kubuś z Mają byli oparci o Bartka,a Zibi spał rozwalony na kanapie.
- Jak słodko,zrobię im zdjęcie.-powiedziałam.Następnie wzięłam Kubusia i poszłam go zanieść do pokoju,to samo zrobiła Monia.Maję również zaniosłam do pokoju,a ich zostawiliśmy na podłodze.
- Boże jestem wykończona.-powiedziała Asia.
- A ja co mam powiedzieć,mierzyłam chyba ze sto sukienek.-powiedziałam wstawiając wodę na herbatę.
- Laski udało nam się,zobaczymy czy w ogóle znaleźli coś chłopacy bo jak tak to praktycznie wszystko masz zrobione,a jak nie to jeszcze sala nam została.-stwierdziła Monia.
- Na dziś koniec.Teraz herbatka i ciasto.-zarządziłam i się zaśmiałyśmy.
Chłopacy wstali około 18:00,dzieci tak samo czyli wstali prawie na kolację,którą my przyrządziłyśmy bo jak oni,przecież oni są zmęczeni.Po kolacji,nasi goście musieli już wracać do siebie.Jeszcze raz podziękowałam za pomoc i zostaliśmy sami.
- I co kupiłaś suknię?-zapytał się Bartek kiedy sprzątałam po kolacji.
- Oczywiście i spokojnie na karcie masz jeszcze pieniądze.-zaśmiałam się.
- Mogłaś nawet wydać wszystko.-objął mnie od tyłu.
- Wszystko mówisz?-zapytałam przymykając oczy.
- Mhm.-szepnął i pocałował moją szyję.
- Kocham cię.-szepnęłam cicho.
- Ja ciebie też,najmocniej na świecie.-uśmiechnął się i mocniej mnie przytulił.
- Tato poczytasz mi bajkę?-zapytała Maja,wchodząc do kuchni.
- Jasne słoneczko.-wziął ją na ręce i poszedł z nią do pokoju,a ja poszłam do pokoju Kuby.
- Ma-ma.-powiedział,a ja pocałowałam go w czółko.Wzięłam jego ulubioną bajkę i zaczęłam mu czytać i zawsze uwielbiam na niego patrzeć jak wpatruje się wielkimi oczami w ilustracje w książce.Kiedy przeczytałam ostatnie zdanie to Kubuś już spał.Delikatnie ułożyłam go w łóżeczku i wyszłam z pokoju,natykając się na Bartka.
- Zasnął?-zapytał.
- Tak,a Maja?
- Też,więc co robimy?-zapytał.
- Ja idę posprzątać w kuchni,a ty...-i przerwał mi pocałunkiem.
- Choć śliczna do pokoju.-szepną i mnie pociągnął do sypialni.
- A gdzie Rafi?-zapytałam.
- Z Mają w pokoju.-powiedział i znów się do mnie przyssał.I takim oto sposobem mieliśmy nie przespaną noc.
Rano obudziłam się z wielkim bólem głowy,gdy tylko otworzyłam oczy pobiegłam szybko do łazienki.Było mi tak nie dobrze.
- Lenka?-usłyszałam głos Bartka.
- Wyjdź stąd nie chce byś to widział.-powiedziałam.
- Lenka nie przesadzaj.-znów zrobiło mi się niedobrze,a Bartek wziął moje włosy i mi je przytrzymał.
- Chyba mnie coś wzięło.-powiedziałam oparta o szafkę.
- Może do lekarza pojedziemy?-zapytał mnie.
- Nie,zwykła niestrawność i tyle.-powiedziałam.
- Ale cały dzień leżysz w łóżku i nie ma ja dziś wszystko robię.-powiedział i pomógł mi pójść do łóżka.Przymknęłam oczy i znów odleciałam,nie wiem ile spałam,ale obudził mnie znów ból głowy.Było mi strasznie gorąco,ale kiedy się odkryłam to momentalnie robiło mi się zimno,a na dodatek miałam katar.
- Super Lena załatwiłaś się.-powiedziałam sama do siebie.
- O skarbie i jak się czujesz?-zapytał Bartek wchodząc do sypialni z talerzem kanapek i gorącą herbatą.
- Jest bardziej kiepsko niż było.-powiedziałam i kichnęłam.
- Może jednak pojedziemy do lekarza,albo wezwę lekarza.-popatrzył na mnie.
- Dobra pojedziemy,ale co z dziećmi?-zapytałam.
- Dziećmi zajmie się sąsiadka.-powiedział.Poszłam się do łazienki ubrać.I po godzinie pojechaliśmy do znanego mi szpitala.Jak na złość dyżur miał mój lekarz.Zaprosił mnie do swojego gabinetu,zbadał i od razu wystawił diagnozę.
- No dopadł panią teraz panujący wirus.-powiedział i zaczął pisać coś na kartce.
- Czyli co za wirus?-zapytałam.
- Grypa panią dopadła.Tu są lekarstwa,antybiotyk dwa razy dziennie nie na pusty żołądek.Tu ma pani listę jak spożywać lekarstwa.
- Dziękuję.-powiedziałam.
- Bardzo nie dobrze,że panią ten wirus dopadł.-powiedział kręcąc głową.
- Każdego choroba może wziąć.
- Ale dla pani to jeszcze gorzej niż przeleżeć grypę.Ma pani osłabiony organizm,a ta choroba jeszcze bardziej go osłabi.Dlatego po grypie proszę się u mnie zjawić.-powiedział,a ja kiwnęłam głową.
- Dobrze do widzenia.-powiedziałam i wyszłam na korytarz gdzie czekał na mnie Bartek.
- I co?-zapytał.
- Grypa,a to recepta,muszę to wykupić.-powiedziałam ubierając płaszcz.
- Od razu pojedziemy.Chodź.-złapał mnie za rękę i udaliśmy się do samochodu.Szybko wykupiliśmy leki i wróciliśmy do mieszkania.
- Idź po dzieci.-powiedziałam.
- A ty do łóżka.-zarządził.
- Bartek nie będę leżeć nie umieram to tylko grypa.-powiedziałam zła.
- Ale ja nie pytam się ciebie czy pójdziesz się położyć tylko każę ci iść do łóżka.-powiedział,a ja obrażona poszłam do sypialni.Położyłam się do łóżka i po prostu na świecie odpłynęłam......




I jest kolejny,wreszcie na czas.
To jednak był Bartek,a nie jakiś włamywacz,co do Damiana to spokojnie on jeszcze wróci.
W ogóle Liga rozpoczęta,a my już mamy dwa zwycięstwa na koncie i muszę przyznać że Bartek świetnie się odnajduje w roli atakującego i już zgarnął statuetkę MVP.Nie zapomnijmy również o wspaniałym debiucie Mateusza Bieńka.Oby tak dalej :)
Następny za tydzień i liczę na wasze komentarze.
Pozdrawiam Aga

poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 61:

Rano obudziło mnie przypomnienie o lekach,więc niechętnie wstałam i ledwo żywa poszłam do kuchni.Szybko połknęłam tabletki i chciałam jak najszybciej udać się znów do łóżka,ale tak się nie stało.Ponieważ zadzwonił teraz dzwonek do drzwi.
- Boże za co?-zapytałam sama siebie i poszłam otworzyć drzwi.To była Pola i Iza.
- Cześć Lenka.-przytuliły mnie i weszły do środka.
- Jasne wejdźcie.-szepnęłam i poszłam za nimi do salonu.
- Plan jest taki,ty się szykujesz i jedziemy do Katowic,a dzieci idą do sąsiadki.-powiedziała Pola.
- Czekajcie jaki plan?-zapytałam.
- To ty nie pamiętasz?-spojrzała na mnie Iza.
- Nie za bardzo.-stwierdziłam po dłuższym przemyśleniu.
- Lena przecież miałyście mi pomóc kupić sukienkę,w końcu pierwszy raz oficjalnie poznam rodziców Darka.
- Boże Pola zapomniałam,ale ja nie mogę.-powiedziałam.
- Dlaczego?-zapytała blondynka.
- Bo umówiłam się z Bartkiem,wczoraj się do niego nie dostałam.
- Lena błagam cię,przełóż spotkanie na jutro.-błagała mnie Pola.
- Oni jutro wyjeżdżają nie mogę z wami jechać.
- No nic trudno.Dobra my lecimy bo mi wszystko wykupią.Cześć.-powiedziała Pola i wyszła z mieszkania.
- Przejdzie jej.Trzymaj się Lenka i pozdrów Bartka.-przytuliła mnie Iza i wyszła za Polą.
Kompletnie zapomniałam o dziewczynach,mam nadzieję że Poli na serio przejdzie.Spojrzałam na zegarek na której widniała już 11:00.Poszłam się ubrać i czekałam kiedy moje dzieciaki wstaną.I nie musiałam czekać długo,jak tylko wstały to w mieszkaniu zapanował chaos.
- Mamo kiedy pójdziemy do taty?-zapytała mnie Maja,jedząc śniadanie.
- Jak tata zadzwoni to pójdziemy.-powiedziałam karmiąc Kubę.
- A kiedy to będzie?-kolejne pytanie.
- Nie wiem.
- To zadzwoń do niego i zapytaj.-stwierdziła.
- Maju zjedz śniadanie.
- No mamo kiedy pójdziemy.-jęczała mi cały czas nad uchem.
- Maju możesz mnie nie denerwować?-zapytałam zła.
- Przepraszam.-powiedziała i poszła do swojego pokoju.Dokończyłam karmienie Kuby i posprzątałam w kuchni trochę.
Bartek zadzwonił o 13:00,żebyśmy przyszli do kawiarni na ul.Złotej.Szybko się ogarnęłam z dziećmi i równo o 14:00 wyszliśmy z mieszkania.Pogoda była świetna jeszcze troszkę śniegu było,ale słońce świeciło genialnie.
Kiedy weszliśmy do kawiarni to od razu zauważyłam Bartka,ale niestety nie był sam.Siedziało z nim jeszcze dwójka zawodników.
- Cześć.-powiedziałam.
- O Lenka.-powiedział i mnie pocałował,a następnie przytulił dzieci.
- Myślałam że będziemy sami.-powiedziałam,dobrze że oni po polsku nie rozumieją.
- Miało tak być,ale spotkaliśmy się tu i dosiedli się.Usiądź chwilkę pogadamy,a później my i dzieci się zrywamy.-puścił mi oczko.
- No dobrze.-przywitałam się z chłopakami i dosiadłam się z dziećmi do stolika.
Co chwilę wybuchały śmiechy przy naszym stoliku,ale praktycznie nie wiedziałam o co chodzi.Ja niestety nie wiedziałam o co im chodzi bo włoski u mnie leży,ale co śmiech to wzrok na mnie.Czy ja śmiesznie wyglądałam,że ze mnie się śmiali.
- Bartek kiedy idziemy?-zapytałam po kolejnej godzinie spędzonej w kawiarni.
- Już chwilkę.-znów ta sama odpowiedź co godzinę temu.Tak kochani siedzę w tej kawiarni już drugą godzinę i słucham jak mówią coś po włosku i wybuchają śmiechem.
- Bartek.-powiedziałam patrząc na niego.
- Dobra zbieramy się.-powiedział.Nareszcie bo jakbym miała siedzieć jeszcze kolejną godzinę to bym wybuchła.Pożegnaliśmy się z kolegami i wyszliśmy z kawiarni.
- Tato a wiesz,że namalowałam taki ładny rysunek naszej rodziny.-pisnęła zadowolona Maja,rzucając się Bartkowi na ręce.
- To super pokażesz mi go jak pójdziemy do domku.-cmoknął ją w czółko i złapał za rączkę.
- Mamo,a pójdziemy na lody?-zapytała mnie teraz.
- Nie skarbie,bo znowu będzie cię bolało gardło.-powiedziałam.
- Co ty taka zła jesteś?-zapytał mnie Bartek,kiedy przechodziliśmy przez park.
- Nie jestem zła,a chcesz żebym była?-spojrzałam na niego i się zaśmiałam.
- Nie chce,ale mam za seksowną narzeczoną.-zaśmiał się.
- Co?-spojrzałam na niego.
- Tak powiedzieli chłopacy.
- A to dlatego mówili po włosku,żebym nie zrozumiała co mówią.-zaczęłam się śmiać.
- Tak,nie chcieli cię speszyć.-zaśmiał się.I w tym momencie zadzwonił mi telefon.Było to przypomnienie o lekach.
- Musimy wracać do domu.-powiedziałam.
- Dlaczego?-spojrzał na mnie Bartek.
- Muszę wziąć tabletki,lekarz mi przepisał jeszcze na zwiększenie odporności.
- Mówiłaś,że przecież wszystko w porządku.
- Tak głuptasie,ale leki jeszcze muszę brać.-zaśmiałam się i udaliśmy się do mieszkania.
Bartek do hotelu poszedł o 20:00,chodź dzieci nie chciały go puścić,ale siła wyższa wygrała.Jutro już jedzie do Włoch,ale zostały tylko 3 miesiące i znów będzie tylko dla nas.No może nie na długo bo później jedzie do Spały.Rozmawiałam z Bartkiem na temat ślubu i ustaliśmy termin.Nasz ślub odbędzie się 20 lipca,nawet gości mamy już spisanych.Tak się cieszę,że zostanę panią Kurek w końcu,od tych 8 lat.
Rano obudził mnie dzwonek do drzwi.Nie chętnie wstałam otworzyć,a tam stała Iza.
- Cześć kochana,chyba cię nie obudziłam?-zapytała,a ja kiwnęła głową na nie.-Przecież wiem,że cię obudziłam.-zaśmiała się.
- Oj to po co się pytasz?-zapytałam.
- Żeby zobaczyć jak będziesz się upierać ze wcale cię nie obudziłam.
- Dobra dobra,a co ty tu robisz?-zapytałam wpuszczając ja do kuchni.
- Wiesz,że zbliża się 14 luty.-spojrzała na mnie Iza.
- No wiem,a co?
- Wiesz co jest 14 lutego?-zapytała.
- Tak,walentynki i oczywiście że urodziny Poli.-zaśmiałam się.
- No właśnie,co ty na to by urządzić taki nasz babski wieczór,jak zawsze sobie robiłyśmy?-zapytała.
- No wiesz można,ale gdzie i jak.Przecież to walentynki,ona może mieć z Darkiem plany.-stwierdziłam.
- Wiem,ale dzień wcześniej,albo dwa dni wcześniej,błagam cię.-złożyła ręce jak do modlitwy.
- Przecież wiesz że się zgadzam,ale co tak nagle cię wzięło na imprezowanie?
- Bo czuje jak się od siebie oddalamy.Kurcze rok temu było jeszcze dobrze,a teraz nie mamy ze sobą kontaktu.Ty w Bełchatowie,ja w Katowicach,a Pola raz w Katowicach,a raz w Zakopanym.Masakra,chcę żeby było jak dawniej,brakuje mi naszych wspólnych rozmów,o pracy też nie wspomnę.Bez ciebie w Katowicach jest tak nudno no i bez Poli też.-powiedziała i usiadła smutna.
- Ej Iza,wiem że jest trudno.Niestety tak musi już być.-powiedziała siadając na przeciwko niej.
- A jak przygotowania do ślubu?-zapytała.
- Wiesz listę gości już mamy.Jutro jadę zamówić zaproszenia.I reszta będzie z górki.-zaśmiałam się.
- No wątpię żeby było z górki.-powiedziała poważnie a po chwili wybuchnęła śmiechem.-Ała ale mnie kopie.-powiedziała.
- Pokaż.-dotknęłam jej zaokrąglonego brzucha.-Jak szaleje.Kiedy wreszcie będziesz wiedzieć czy to chłopiec ,czy dziewczynka?-spojrzałam na nią.
- Wracam właśnie z USG.-uśmiechnęła się.
- No mów,bo nie wytrzymam.-poganiałam ją.
- No będzie dziewczynka.-zaśmiała się,a ja ją mocno przytuliłam.
- To gratulację.
- Dziękuję,o mamo ja się będę zbierać bo zaraz Sebastian będzie wzywał policję bo nie wracam długo.To sprawę wieczoru obgadamy przez telefon.Zadzwonię do ciebie.-powiedziała.-No to pa.-pożegnała się i wyszła.
Po południu poszłam z dziećmi i Rafim na spacer.Pogoda straszne dopisywała,wreszcie poczułam to polskie słoneczko na twarzy.Czuć że jest takie świeże,delikatne.
- Mamo,a pójdziemy kupić rogaliki?-zapytała mnie Maja.
- No dobrze,to chodźmy.-szliśmy sobie w stronę sklepu,ale kiedy usłyszałam to słowo to przystanęłam.
- Ma-ma.-zamurowało mnie.
- Boże Kubusiu powiedziałeś mama.-pisnęłam i wzięłam go na ręce.
- Ma-ma.
To uczucie kiedy usłyszysz pierwszy raz słowo mama z ust swojego dziecka jest niezapomniane.Z tego całego szczęścia,aż się popłakałam.Napisałam do wszystkich sms'a,że mój najukochańszy synek na świecie uczynił mnie najszczęśliwszą matką na ziemi.Bartek to aż zadzwonił,z tego wszystkiego.Teraz czekamy,aż powie tata.
Dziś jest 13 luty,czyli dzień imprezy niespodzianki dla Poli.Pod pretekstem pomocy,zadzwoniłam do blondynki,żeby się u mnie zjawiła.Iza jest u mnie od rano.Wszystko przyszykowane tylko czekać na Polę.Dzieci na dzisiejszą noc zostały zabrane do Nysy do dziadków.Wybawią się,my również się zrelaksujemy.O 18:00 zadzwonił dzwonek do drzwi.To była Pola.
- Cześć co to za ważna sprawa?-zapytała wchodząc do mieszkania.
- Ta ważna spraw jest w salonie.Chodź.-powiedziałam i ją pociągnęłam za rękę.
- Wszystkiego Najlepszego.-krzyknęłyśmy,a ona zaczęła się śmiać.
- Boże laski jesteście nienormalne.-przytuliła nas.
- W końcu to u nas rodzinne.-zaśmiałyśmy się.
Zaczęłyśmy sobie świętować,znów powróciły nam te lata w których balowałyśmy całymi nocami,obgadując wszystkich i piciem alkoholu,ale dziś nic nie piłyśmy oprócz soków owocowych.
- A pamiętacie tego gościa pijanego co przyszedł do knajpki i zapytał czy mamy tanie bilety lotnicze?-zapytała Iza płacząc ze śmiechu.
- Albo tego co zostawił Lenie numer na chusteczce z pikantną wiadomością.
- Boże to było świetne.-powiedziałam wycierając łzy.
- Dziękuję wam dziewczyny za ten wieczór,bo pewnie bym się w domu nudziła,a jutro Darek przyjeżdża więc dzień mam zapełniony robotą.-spojrzałam na zegarek,była 3:00 w nocy.
- Dobra laski idziemy spać bo na pewno jesteście zmęczone.-powiedział przeciągając się.
- Masz racę.To dobranoc.-pożegnała się z nami Iza i poszła do pokoju spać.
- No ja też się już kładę.Dziękuję Lenka.-przytuliła mnie Pola.
- Nie przesadzaj jesteś naszą przyjaciółką i trzeba było urządzić twoje urodzinki.
- Ale i tak dziękuję,a teraz idziemy spać.Pa.-i poszła.Postanowiłam jutro rano posprzątać wszystko,a kiedy tylko moja głowa dotknęła poduszki to od razu zasnęłam.
Rano obudziłam się o 8:00,poszłam się ubrać i udałam się do kuchni.Zrobiło mi się trochę niedobrze.Usiadłam na krześle i starałam się głęboko oddychać.
- Lenka co się dzieje?-zapytała mnie Pola szybko do mnie podchodząc.
- Nic tylko jakoś mi niedobrze.-powiedziałam.
- Lena co tak na prawdę powiedział lekarz?-spojrzała na mnie.
- Nic wszystko dobrze,ale jeszcze lekko jestem osłabiona.-powiedziała patrząc na nią.
- Dobra wierzę ci.-powiedziała.
- Pola,ale nie mów nic Izie,bo zaraz zacznie się denerwował a ona nie może.
- Ale masz iść do lekarza,albo sama cię tam zaciągnę,a do tego naślę Bartka.Teraz siedzisz tu a ja robię śniadanie.-powiedziała i zaczęła szykować kanapki,ale w pewnym momencie się odwróciła.-A tak poza tym najlepszego kochanie z okazji walentynek.-przytuliła mnie i wróciła do poprzedniej czynności.
- Tobie również ale także z okazji urodzin.
Dziewczyny po śniadaniu musiały wrócić do Katowic,bo ich mężczyźni czekają.Ja swojemu wysłałam romantycznego sms'a.Na telefon nie mogłam sobie pozwolić bo trening ma.Dziś dzieci mają wrócić wieczorkiem,więc postanowiłam,że posprzątam trochę mieszkanie.Zaczęłam od kuchni.Włączyłam radio a z niego poleciał hit,który każdy zna.Zaczęłam śpiewać razem z wokalistką.
Kiedy całe mieszkanie błyszczało,postanowiłam umyć okna.Stanęłam na parapecie i zaczęłam się wyginać za okna.
- Boże dziecko co ty robisz?-usłyszałam za plecami.Odwróciłam się wystraszona.
- O już jesteście?-zapytałam swoich przyszłych teściów.
- Kiedyś cię okradną.-zaśmiał się pan Adam.
- Oj nie ma co kraść.-zaśmiałam się i przytuliłam dzieci.
- Lenka czemu myjesz okna?-zapytała pani Iwona.
- Bo są brudne.-powiedziałam patrząc na nią wielkimi oczami.
- Przecież nie możesz się przemęczać,dawaj mi to.-wyrwała mi ścierkę i podała ją panu Adamowi.-Myj Adam jesteś najwyższy,a my sobie wypijemy kawkę.-zaciągnęła mnie do kuchni.
- Dzieci były grzeczne?-zapytałam.
- Przecież to aniołki.-zaśmiała się.-Zawsze są grzeczne.
- To dobrze bo czasami to są troszkę nie grzeczne.
- Dzwonił Bartek do ciebie?-zapytała mnie.
- Nie ma trening,ja napisałam mu życzenia i tyle.-uśmiechnęłam się i w tym momencie usłyszałyśmy śmiech dzieci.Udałyśmy się więc do salonu,a tam zastałam śmieszny widok.Pan Adam stał na parapecie,z czego jego połowa ciała była na zewnątrz i tak się wyginał że sama nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
- Boże dać facetowi jakieś zadanie.-powiedziała pani Iwona ze śmiechem.
- No co myję okno.
- Widzę jak myjesz okno,na całe osiedle się pewnie ośmieszyłeś.
- Nie prawda pokazałem że facet też coś potrafi zrobić.
- Adam zbieraj się idziemy.-zaśmiała się.
- Ale ja to dokończę.
- Nie ja już dokończę.-zaśmiałam się i zabrałam mu ścierkę.Pożegnaliśmy się i znów zajęłam się myciem okna,a dzieci oglądały sobie bajkę.
Kiedy wszystko było posprzątane i dzieci już smacznie spały.Ja siedziałam sobie na parapecie z kubeczkiem ciepłej herbaty i telefonem w ręku.Kurcze nie oddzwania do mnie.A może spróbować jeszcze raz? Nie będę się upominać o to żeby złożył mi życzenia z okazji komercyjnego święta,ale z jednej strony dla nas kobiet to miłe usłyszeć takie życzenia z ust mężczyzny swojego życia.Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi.Zdziwiona spojrzałam na zegarek.Była 22:00 kogo niesie o tej godzinie.Otworzyłam drzwi,a na wycieraczce leżał wielki kosz kwiatów.Wyszłam na korytarz,ale nikogo nie zobaczyłam.
- Halo jest tutaj ktoś?-zapytałam,ale nikt nie odpowiedział.
Dobra to dziwne,przejrzałam cały bukiet i żadnego liściku.Może to po prostu pomyłka,nie wezmę tych kwiatów.Kurcze ale takie piękne nie mogą się zmarnować.Zaopiekuję się nimi na jedną noc,tak będzie dobrze.Wniosłam je do salonu i tak na nie patrzyłam.Nie można się pomylić z taką przesyłką,przecież musi być liścik.I kolejny raz przeglądnęłam cały kosz.Siedziałam tak do 2:00 w nocy i próbowałam wymyślić coś sensownego,dlaczego akurat pod moimi drzwiami znalazł się ten kosz.
- Mamusiu co robisz?-zapytała mnie zaspana Maja.
- Czemu słoneczko nie śpisz?-spojrzałam na nią.
- Chce mi się pić.-poszłam z nią do kuchni i podałam picie.-Co to za kwiatki?-spytała.
- Nie wiem jakaś pomyłka,jutro muszę zadzwonić do poczty kwiatowej.Teraz idziemy spać.-zaprowadziłam ją z powrotem do łóżka i sama poszłam do siebie.
Przebudziłam się około 3:36,ponieważ usłyszałam jak ktoś wchodzi do mieszkania.Moje serce zaczęło szybciej bić.Bałam się wyjść z sypialni,ale muszę bo jak to jakiś włamywacz i skrzywdzi mi dzieci.Bardzo cicho wyszłam na przedpokój i zobaczyłam wysoką,ciemną postać która zaczęła iść w moją stronę.Moje ciało zrobiło się drętwe,a serce coraz szybciej zaczęło bić....




I jest kolejny!!!
Wiem,że długo czekałyście,ale wielkimi krokami zbliża się koniec roku i  troszkę trzeba jeszcze poprawiać kilka rzeczy.Mam nadzieję,że nie jesteście złe na mnie.
Aaaaa już w czwartek pierwszy mecz Ligi Światowej.Już nie mogę się doczekać,do boju chłopaki.
Następny pojawi się w przyszłym tygodniu.Dziękuję za waszą cierpliwość i wasze komentarze,mam nadzieję że pod tym rozdziałem również wasze miłe słowa się pojawią.
Pozdrawiam Aga

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 60:

Dziś mam wizytę u lekarza,nie chcę tam iść by słuchać,że nie biorę leków.Na prawdę staram się pamiętać o nich,ale to nie za bardzo mi wychodzi bo mam za dużo rzeczy na głowie.
Wizytę mam na 11:30,Maja już w szkole a Kubą w tym czasie zajmie się sąsiadka.Udałam się do łazienki,gdzie się ubrałam i troszkę ogarnęłam na wizytę.Spakowałam do torebki moje wyniki,które robiłam ostatnio by pokazać lekarzowi.Wyszłam z mieszkania,i poszłam na parking do samochodu.Jechałam powoli nie za bardzo mi się tam śpieszyło,ale wiadomo droga nie trwa wiecznie i już po 15 minutach stałam pod szpitalem.Wróciły wspomnienia niestety nie były one miłe dla wszystkich moich bliskich i przede wszystkim dla mnie.
Wchodząc do poczekalni było kilka osób,więc trochę sobie tu posiedzę.To było takie dziwne w okół mnie były przeważnie same starsze osoby,źle się z tym czułam.Zawsze sobie wyobrażałam,że szpitale będą mnie wzywać w starszym wieku,a tu na odwrót.
- Pani Lena Witkiewicz.-zawołała pielęgniarka.Wstałam i weszłam do gabinetu,gdzie przyjmował mój lekarz.
- Witam pani Leno.-uśmiechnął się do mnie.
- Dzień dobry.-powiedziałam siadając na krzesełku.
- Jak się czujemy?
- Dobrze nie narzekam.
- Ma pani wyniki ostatnich badań?-spojrzał na mnie.
- Mam proszę.-powiedziałam wyciągając stos kartek z torebki.Sprawdzał każdą kartkę bardzo dokładnie,aż sama zaczęłam się obawiać że coś jest nie tak.Najgorsze że nie mogłam nic z jego wyrazu twarzy odczytać.-I jak pani doktorze?-zapytałam w końcu.
- No powiem tak wyniki troszkę się poprawiły,ale nie jest jeszcze dobrze.Myślałem że poprawią się w dużym stopniu,a tutaj strasznie minimalnie.Czy berze pani leki?-spojrzał na mnie uważnie,a ja spojrzałam na swoje buty.
- Zapominam brać.-wyszeptałam.
- Widać po wynikach.Organizm dostawał leki tylko kilka razy,dlatego te wyniki są minimalnie lepsze.Musi pani zażywać regularnie leków,bo inaczej to pogorszy pani stan.Ma pani teraz bardzo słabą odporność,ja nie robię tego specjalnie,że wypisuję tyle lekarstw bo taka jest moja praca.Ja robię to by pomóc.Też nie chcę straszyć,ale nie dostarczanie leków do organizmu może doprowadzić do różnych chorób,których najlepsze lekarstwa mogą nie wyleczyć.Za miesiąc chcę panią znowu tu widzieć z nowymi wynikami,zaraz pani pójdzie na badania.
- Kolejne badania,przecież jest poprawa.-powiedziałam.
- Strasznie nie zauważalna poprawa.Przez dwa miesiące,pani zdrowie poprawiło się minimalnie,a leki przez dwa miesiące mogą zdziałać większą poprawę.Zrobimy badania jeszcze raz i przyjdzie pani za miesiąc,ale liczę że leki będą brane regularnie.Jak nie to zatrzymam panią siłą w szpitalu.Może pani wybierać.-powiedział i zawołał pielęgniarkę,która zabrała mnie na badania.
Weszłam z panią Bożeną do gabinetu i zdjęłam marynarkę,by łatwiej było pobrać krew.Kiedy zbliżała się do mnie z igłą to mocno zamknęłam oczy.
- Niech się pani nie boi.Ja tylko tak groźnie wyglądam.-zaśmiała się,a ja razem z nią.
- Nie,ja po prostu boję się igieł i w ogóle.-powiedziałam.
- No lekarz zażądał badań i muszę pani zrobić.-uśmiechnęła się.
- Niestety zażądał badań.-szepnęłam.
- Ma pani dzieci?-zapytała wbijając mi igłę.
- Mam,dwójkę.-powiedziałam troszkę z bólem.
- O to świetnie.-powiedziała,a ja rozglądnęłam się po pomieszczeniu.Zwykły biały gabinet,jak to w szpitalach bywa.-Proszę się teraz udać do gabinetu nr 15,tam zostaną wykonane resztę badań.
- Dobrze dziękuję.-powiedziałam i wyszłam z pomieszczenia.
Po ostatnich badaniach mogłam wreszcie wyjść do domu.Po drodze wstąpiłam jeszcze na zakupy i do apteki po kolejną dawkę leków.Strasznie mnie wymęczyli tymi badaniami.Kupiłam najpotrzebniejsze rzeczy na obiad i wróciłam do mieszkania.
Ugotowałam szybko słynne spaghetti i musiałam iść piętro wyżej po syna,który czekał na mnie z utęsknieniem.Podziękowałam za opiekę i pożegnałam się.Maja dziś wróci trochę później bo idzie do Winiarskich,więc troszkę czasu będę mieć dla siebie.
Popołudniu zadzwoniła moja komórka "MAMA" oho szykuje się przepytywanie.
- Słucham?-zapytałam.
- Cześć córeczko,dzwonię z pytaniem jak było u lekarza.
- Dobrze,lekarz powiedział,że wszystko się poprawiło.Mój organizm super przyjął leki i poprawa jest rewelacyjna.-powiedziałam krzyżując dwa palce.
- To świetnie,bardzo się cieszę.Nawet nie wiesz jak się stresowałam.-zaśmiała się.
- Muszę jeszcze zażywać leki,ale to końcowy etap.- Ale wszystko się poprawiło tak?-zapytała.
- Wszystko,lekarz powiedział,że wszystkie osoby mogą mi zazdrościć bo nigdy te leki na nikogo tak dobrze nie wpływały od razu,a tu jest wyjątek.
- To mnie to bardzo cieszy.Kocham cię córeczko.
- Ja ciebie też mamo.-pogadałyśmy jeszcze troszkę,ale powiedziałam że muszę uciekać i zakończyłyśmy rozmowę.Wiem znowu okłamałam,ale lepiej nic nie mówić bo doprowadzę się do genialnej poprawy i nikt nie musi o tym wiedzieć,że coś na tej wizycie poszło nie tak.
Wieczorem zostałam poinformowana,że Maja zostaje na noc u Oliego.Fajnie wszystko tylko czemu mnie nikt o zgodę nie pyta,oczywiście że moje miękkie serce się zgodziło.Takim oto sposobem zostałam sama z Kubusiem,który padł bardzo szybko spać.Niewiele myśląc po uśnięciu syna,postanowiłam wziąć gorącą kąpiel.Musiałam się odprężyć.Nawet byłam tak mądra,ze w telefonie ustawiłam sobie przypomnienie o lekach.Przynajmniej nie będę o nich zapominać.Podczas mojej kąpieli,owe urządzenie zadzwoniło.To był Bartek,kolejne przepytywanie.
- Słucham?-zapytałam.
- Cześć skarbie.-powiedział,a ja się uśmiechnęłam.
- A witam bardzo serdecznie.-zaśmiałam się.
- Jak było na wizycie?-zapytał.
- Myślałam,że powiesz kocham cię,a ty o lekarzu.
- Kocham cię,ale muszę wiedzieć jak moje słoneczko się czuje.-powiedział.
- Dobrze,wyniki się poprawiły.-powiedziałam.
- To bardzo się cieszę,jutro będziemy już w Bełchatowie.Wylatujemy o 12:00.
- To super,w końcu pójdę na jakiś mecz.Długo nie byłam na hali.-zaśmiałam się.
- A co ty robisz?-zapytał.
- Biorę gorącą kąpiel misiu.Wiesz Kubuś śpi,a Mai nie ma w domu.
- A gdzie jest?
- Nocuje u Oliwera,więc ja się odprężam.
- Ale sama mam nadzieję?-zapytał poważnie,a ja postanowiłam się z niego troszeczkę ponabijać.
- Oczywiście,że sama.Znaczy wcześniej był tu mój kochanek,ale teraz leży w łóżku i czeka na mnie,aż skończę z tobą rozmawiać.-powiedziałam poważnie.
- Co?-krzyknął.
- No serio,jak przyjedziesz to ci go przedstawię.-powiedziałam.
- Obejdzie się bez tego.-powiedział zły.
- No co ty misiu żartowałam.-zaśmiałam się.
- Bardzo śmieszne.-powiedział,a po chwili sam się zaśmiał.-Musze ci coś powiedzieć.
- Słucham cię bardzo uważnie.-powiedziałam z uśmiechem.
- Bardzo cię kocham Lenka.-szepnął.
- Ja ciebie też Bartuś.-powiedziałam słodko.
Ostatecznie zasnęłam z telefonem przy uchu,gdyż rozmawiałam z Bartkiem do 2:00 w nocy.
Rano obudził mnie dzwonek do drzwi.Poszłam otworzyć,a tam Daga z dzieciakami.Kurcze która godzina??
- Cześć mamo.-przytuliła się do mnie Maja.
- Cześć wchodźcie.Boże chyba zaspałam,która godzina?-zapytałam Dagi.
- 10.20 spokojnie nie zaspałaś,ale Maja z Olim wymyślili sobie basen i wstąpiliśmy po strój kąpielowy.-wytłumaczyła.
- Maja a ty zamierzasz zacząć przebywać w domu?-zapytałam jej.
- Tak dziś będę chyba w domu spać.-powiedziała,a my się zaśmiałyśmy.
- Ona nam nie przeszkadza.-powiedziała Daga.
- Dobra,zaraz przygotuję ci rzeczy na ten basen.-powiedziałam idąc do pokoju Mai,ale po drodze wstąpiłam jeszcze do Kubusia.Szybko spakowałam rzeczy Mai i wróciłam do salonu.
- Idziesz jutro na mecz?-zapytałam głupio Dagę.
- Oczywiście,że tak.-zaśmiała się.
- To siedzę koło ciebie.Masz Majka na siebie uważać i słuchać cioci.Oho Kuba się obudził.-powiedziałam słysząc płacz synka.Szybko się pożegnałam z Dagą i dziećmi i poszłam do pokoju syna się nim zająć.
Około 16:30 dostałam sms'a,że Lube wylądowało na polskiej ziemi.Nareszcie go jutro zobaczę,bardzo się stęskniłam za nim,kurcze nie uwierzycie ale Bartek wczoraj podczas rozmowy kazał mi wybierać termin ślubu,ale że ja sama nie chcę decydować więc razem ustaliliśmy przepiękny lipiec przyszłego roku.Zawsze marzyłam o ślubie w lecie,ciepłe dni i noce.Świetna zabawa przez całą noc i co najważniejsze razem do końca życia.
Następnego dnia od 8:00 rano spać nie mogę,a dlaczego bo moje dzieci rozpierała energia.Chyba obecność ojca w Bełchatowie tak na nich działa.Chodź nie łatwo było wytłumaczyć,że Bartek nie może do nas przyjść tylko musi być w hotelu,ale szybko się z tym uporałam.Mecz jest o 16:30,a jest 9:00,wszystko co możliwe zrobiłam i co mam teraz robić.Maja cały czas marudzi że jej się nudzi,Kuba też strasznie marudzi,Rafi cały czas się plącze pod nogami.Dom wariatów normalnie.Z pomocą przyszła mi Daga,bo przyprowadziła Oliego i Antosia.Więc dzieci zajęły się zabawą,a my rozmową.
- Jak tam u lekarza,bo wiem że byłaś ostatnio?-zapytała Daga.
- Dobrze,wyniki najważniejsze,że się poprawiły.-uśmiechnęłam się.
- A tak nie wyglądasz na zadowoloną,że się poprawiły.-spojrzała na mnie.
- Wiesz chciałam,żeby wszystko było już idealnie,a one się tylko poprawiły.
- Wiesz na to potrzeba czasu,jak złamiesz rękę nie zrośnie się w dwa dni.-powiedziała.
- No wiem,ale dopóki nie będzie idealnie nikt nie da mi spokoju.-zaśmiałam się.
- Bywa,musisz przecierpieć tą wielką troskę.
- No muszę ją przeżyć,a to nie proste z moją mamą i Bartkiem.
- Oj ja przeżyłam to ze swoja mamą i Michałem to ty też przeżyjesz.-zaśmiała się.
- Miejmy nadzieję.Prawdopodobnie nasz ślub odbędzie się w lipcu.-powiedziałam.
- Lato to piękna pora roku.Jakiś krój sukni szukałaś.
- No właśnie nie mogę znaleźć wymarzonego kroju.-powiedziałam zawiedziona.
- Wiesz ja w domu mam taką fajną gazetę z sukniami,ja tam znalazłam krój.Coś na pewno ci w oko wpadnie.-uśmiechnęła się.
- To super bo ja myślałam już nad tym by iść na własny ślub w dżinsach.-zaśmiałyśmy się.
- To by świetnie wyglądało.Dobra zróbmy dzieciakom jakiś obiad i lecimy na halę.-zarządziła Daga.Szybko ugotowałam pierogi z truskawkami,ale oczywiście dla Kubusia była jego zupka.
O 16:00 wyszłyśmy z mieszkania.Ja żeby nie narażać się Bartkowi,ubrałam koszulkę Maceraty,tak samo jak dzieci.Nawet Kubuś miał swoją koszulkę.Daga oczywiście z chłopakami była za Skrą.Na halę dotarłyśmy 15 minut później,skasowałyśmy bilety i weszłyśmy do środka.Zajęłyśmy swoje miejsca co bardzo to śmiesznie wyglądało,bo wokół mnie siedziały same dziewczyny, chłopaków ze Skry tylko nasz trójka z Maceraty.Wreszcie siatkarze weszli na rozgrzewkę i wreszcie zobaczyłam Bartka.Też nas zauważył,widziałam ten uśmiech kiedy na nas patrzył.Przesłałam mu buziaka i on zaczął się rozgrzewać.
Mecz był bardzo zacięty,lecz osłabienie Skry było takie,że nie miała Mariusza Wlazłego.Także Macerata mogła świętować szybkim 3:0 ze Skrą.Byłam szczęśliwa.Wzięłam dzieci i zeszłam z nimi do band reklamowych.Czekałam na mojego narzeczonego,kied uraczy nas swoją obecnością.Niestety długo czekałam,bo fanki i wywiady.Stało się tak,że tego dnia nie wymieniliśmy ze sobą żadnego słowa,bo po prostu się do niego nie dostaliśmy,ale później dostałam od niego sms'a z przeprosinami.To było takie słodkie.Na szczęście mieli jeszcze jeden dzień zostać w Bełchatowie i jutro mogę się z nim spotkać.I dzięki tej informacji zasnęłam z ogromnym uśmiechem na ustach.





Jest i następny :)
Dziękuję wam wszystkim za komentarze,które strasznie motywują.Mam nadzieję,że was nie zanudziłam tym rozdziałem.
Nie mogę uwierzyć,że ten czas tak szybko biegnie,ojeju sama za nim nie nadążam.
Mam nadzieję,że jak rozdział was nie zanudził to wam się spodobał i liczę na komentarze od was :)
Następny z tydzień,do zobaczenia.
 http://img.zszywka.pl/0/0273/3109/ludzie/buziaczki-od-michala-gif.gif
Pozdrawiam Aga

piątek, 1 maja 2015

Rozdział 59:

Jak co wieczór ro­bię so­bie her­batę i za­bieram się do czy­tania ja­kiejś książki, spra­wia mi to przeog­romną przy­jem­ność i nap­rawdę pop­ra­wia humor.Dzieci śpią,Bartek siedzi w salonie i ogląda telewizję,a ja delektuje się tą ciszą.
Na pewno znacie taką nocną ciszę,kiedy leżysz sobie spokojnie w cieplutkim łóżku i po prostu nie martwisz się niczym.
Wertując kolejną kartkę książki,czuję jak łóżko po drugiej stronie się ugina lecz nie odrywam wzroku od poprzedniej czynności.Teraz czuję ciepłe pocałunki na moim nagim ramieniu,dlaczego nagim,odpowiedź jest prosta,gdyż mam na sobie bokserkę i dlatego.
- Co byś chciał?-zapytałam,kiedy przez niego czytałam już piąty raz to samo zdanie.
- Kiedy gasisz?-zapytał,a ja się zaśmiałam.
- Jak przeczytam to zgaszę.
- Ale światło mi przeszkadza.-marudził mi nad uchem.
- To odwróć się w drugą stronę,a jak człowiekowi chce się spać to idzie spać i nic mu nie przeszkadza.-powiedziałam odrywając się od lektury.
- Misiu no chodź spać,jutro poczytasz.-jęknął.
- Misiu jutro nie poczytam bo muszę wracać do Polski z dziećmi.-spojrzałam na niego.
- Ej to dopiero pojutrze.-powiedział z oburzeniem.
- No ale jutro cały dzień zajmie mi pakowanie,chyba że pójdę spać a tą książkę ci zabiorę.-spojrzałam na niego moimi pięknymi oczami.
- Możesz wziąć każdą,ale teraz spać.-powiedział,więc zaznaczyłam sobie stronę i zgasiłam lampkę.Wygodnie się ułożyłam do snu i zamknęłam,ale nie na długo bo po chwili poczułam znów pocałunki na ramieniu.
- Co znowu?-zapytałam.
- Odechciało mi się spać.-szepnął i zaczął podnosić moją koszulkę.
- Ej kolego teraz mi się chce spać.-zaczęłam się śmiać.
- Przestań gadać.-przyssał się do moich ust,ale nie protestowałam,a sama zaczęłam zachłanniej go całować,kiedy zdjął ze mnie górę od piżamy,usłyszeliśmy wołanie Mai,a raczej płacz.Szybko ubrałam z powrotem ubranie i pobiegliśmy do pokoju dzieci.
- Co się stało?-zapytam przytulając płaczącą Maję.
- Gonił mnie taki zły pan.-mówiła łkając.
- Skarbie to tylko zły sen,nikt cię nie będzie gonić.-mówiłam głaskając ją po głowie.Długo nie mogła się uspokoić i Maja tej nocy spała z nami.
Rano obudziłam się o 6:00,nie czułam żadnego zmęczenia,a wręcz przeciwnie byłam wyspana i wypoczęta.Wstałam delikatnie z łóżka by nie obudzić Mai i Bartka,a następnie poszłam zobaczyć do Kubusia.Chrapał sobie smacznie.Mimowolnie kąciki moich ust uniosły się i tak powstał mój poranny uśmiech na twarzy.Zrobiłam sobie moja ulubioną latte i usiadłam na parapecie.Wiecie jak piękna jest Macerata gdy się budzi.Niczym nie różni się od Polski,praktycznie widzę za oknem to samo co u mnie,ale każde państwo ma coś w sobie na co my potrafimy się złapać.Kiedy mój kubek był pusty to poszłam do łazienki się ubrać.
- A co ty już nie śpisz?-zapytał mnie Bartek z którym zderzyłam się wychodząc z pomieszczenia.
- Wyspałam się więc wstałam,a która już godzina?-zapytałam.
- Po 7:00 zaraz idę na trening.-pocałował mnie i wszedł do łazienki,a ja udałam się do kuchni gdzie przygotowałam śniadanie dla Bartka i kanapki na trening.Zjadł szybko i nim się spostrzegłam już go nie było,a ja żeby się nie nudzić znów pogrążyłam się we wczorajszej lekturze.
Oczami Bartka:
Kiedy zaparkowałem pod halą,zobaczyłem Clarę.Chwilę zastanawiałem się czy poczekać aż wejdzie,ale nie mogę jej teraz unikać w końcu z nią pracuję.
- Cześć.-powiedziałem kiedy przechodziłem koło niej.
- Cześć Bartek,co tam?-zapytała z uśmiechem.
- Dobrze spędzam każdą wolną chwilę z narzeczoną i naszymi dziećmi.-również się uśmiechnąłem.
- Wczoraj ją spotkałam na placu zabaw.-powiedziała,a mi od razu zrobiło się gorąco.
- A o czym rozmawiałyście?-zapytałem.
- Tak ogólnie.-zaśmiała się,a ja odetchnąłem z ulgą.
- To dobrze.-usiadłem na schodach.
- Bartek,przecież ci przysięgałam że Lena nie dowie się nic o tym głupim błędzie.Nie jestem,aż taką suką.Nie będę ukrywać podobasz mi się i ta noc była dla mnie fantastyczna,ale ja wiem że jest Lena i ona się tylko dla ciebie liczy i ja się z tym pogodziłam.Więc niczym się nie przejmuj.-powiedziała,a ja lekko się do niej uśmiechnąłem.
- Dzięki.-powiedziałem i wstałem.-I w ogóle Clara,jesteś super.-powiedziałem i ją przytuliłem.Później razem weszliśmy na halę.
Trening był męczący,ale teraz trener wyciąga od nas więcej w końcu za tydzień w Polsce gramy ze Skrą.Zacząłem się zastanawiać nad zmianą klubu,wiem że marzyłem o grze we Włoskiej lidze ale muszę zacząć nowe życie w którym nie będzie już Clary tylko będzie Lena i dzieci.
Wróciłem do mieszkania i zobaczyłem jak Maj leży sobie na podłodze i maluje,Kubuś się bawi piłką,a Lenka próbuje zamknąć walizkę.Uśmiechnąłem się i podszedłem do niej.
- Cześć skarbie.-powiedziałem i pocałowałem ją.
- Cześć,dobrze że jesteś bo siłuję się z tym cholerstwem już drugą godzinę.-powiedziała.
- Mogłaś na mnie poczekać.
- Nie chciałam być już spakowana,nie będę się pakować na ostatnią chwilę tak jak ty.-powiedziała i się zaśmiała.
- Masz piękny uśmiech.-powiedziałem,a ona się zaczerwieniła.
- Przestań Bartek.-szepnęła i poprawiła opadający kosmyk włosów,zawsze tak robił gdy się zawstydziła.
- Dobra siadaj na walizce,a ja ją zapnę.-zaśmiałem się.Szybko się uporaliśmy z walizką i poszedłem wziąć prysznic.
Oczami Leny:
Bartek poszedł wziąć prysznic,a ja udałam się do salonu.
- Mamusiu zobacz jak ładnie namalowałam.-pokazała mi Maja swoje dzieło.
- Ślicznie,kochanie.-pochwaliłam ją.Popatrzyłam na Kubusia,który się do mnie uśmiechał.
- Bam-bam.-pisnął i poturlał do mnie piłeczkę.Zaczęłam się z nim bawić,nawet nie zauważyłam jak do pomieszczenia wszedł Bartek i przyłączył się do naszej zabawy.
- Kiedy macie samolot?-zapytał.
- O 12:00,a co zawieziesz nas?-spojrzałam na niego.
- Tak powiedziałem trenerowi że lekko się spóźnię.Będę za wami tęsknił.
- Przecież za tydzień znów się zobaczymy,damy radę.W końcu muszę zobaczyć co u mojej ciężarnej przyjaciółki.-zaśmiałam się.
- A który to już miesiąc?
- 4 miesiąc,kotku bo wiesz że twój syn za półtora miesiąca ma pierwsze urodziny?-zapytałam.
- Wiem słońce.Musimy wyprawić mu urodzinki.-puścił mi oczko.-A wiesz co jest za 20 dni?-zapytał,a ja na niego spojrzałam.
- Co niby?
- Lenka walentynki.-zaśmiał się.
- A no tak,oj tam zapomniałam.-powiedziałam.
- Tato a przyjdziesz na moje przedstawienie?-zapytała się go Maja siadając mu na kolanach.
- Jakie przedstawienie?-zapytał.
- Bo w szkole gramy śpiącą królewnę i ja gram główną rolę.-uśmiechnęła się słodko.
- A kiedy myszko?-spojrzał na nią.
- Kiedy to jest mamusiu?-spojrzała teraz na mnie.
- 28 stycznia,akurat tego dnia przylecicie.
- Maju posłuchaj bardzo bym chciał być,ale nie uda mi się przyjść,ale opowiesz mi jak było.-uśmiechnął się,a ona zrobiła smutną minę.
- No dobrze,mogę iść się położyć jestem śpiąca?
- Tak myszko.-pocałował ją w czółko,a później ona wyszła z salonu.-Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej o tym?-spojrzał na mnie.
- Od razu wiedziałam że nie uda ci się być więc nic nie mówiłam,a nie sądziłam że się zapyta.
- Znowu wyszedłem na najgorszego ojca.-powiedział i zaczął budować z Kubą zamek.
- Bartek nigdy nie będziesz złym ojcem,to że masz taką pracę nie decyduje o tym jaki jesteś.Maja zrozumiała że nie będziesz mógł przyjść,jej teraz jest smutno ale zrozumiała.Pójdę z nią pogadać,ale niech teraz pobędzie sama troszkę.
- Bam-bam.-krzyknął Kuba i zburzył Bartkowi jego budowlę.
- Kto mi to zburzył?-zapytał i zaczął małego łaskotać,a Kuba śmiał się w niebo głosy,resztę dnia spędziliśmy podobnie.
Wieczorem poszłam sprawdzić co u Mai.Zapukałam,ale ie usłyszałam żadnego proszę,uchyliłam lekko drzwi i zauważyłam jak śpi.Podeszłam do niej i przykryłam kołdrą i ucałowałam w czółko.Wyszłam bardzo cicho z pokoju i poszłam do sypialni.
- Maja śpi?-zapytał Bartek.
- Tak,a Kubuś?-zapytałam kładąc się koło niego na łóżku.
- Mhm zmęczony zasnął.Będę tęsknić.-musnął moje wargi.
- Ja też ale nie dużo czasu nam zostało.Damy radę.
- Idziemy spać,czy będziemy niegrzeczni?-spojrzał na mnie.
- A czy mi kiedyś byliśmy niegrzeczni?-zaśmiałam się i zaczęłam go całować namiętnie,później co się działo to już wiecie.
Następny dzień był dl nas dniem pożegnań kolejnych w naszym życiu i wiem że na nich się nie skończy.Najbardziej zabolał mnie widok Mai,która nie chciała puścić Bartka z ucisku.Później w samolocie jeszcze popłakiwała,ale w końcu zasnęła.Sama sobie ledwo radzę z taką rozłąką a co dopiero dziecko.
Gdy wylądowaliśmy to od razu napisałam Bartkowi sms'a.Z lotniska w Berlinie odebrał mnie mój tata.Pomógł mi wziąć walizki i pojechaliśmy do domu.Tam czekał na nas stęskniony Rafi.Oczywiście musiałam opowiadać wszystko mamie która bez takich informacji jak np.: jak było,co u Bartusia i wiele wiele różnych by nie dał mi spokoju.U rodziców zostałam na jeszcze dwa dni i wróciłam do Bełchatowa.Od razu zadzwoniłam do Poli i Izy że mają obowiązkowo do mnie wpaść.Także następnego dnia w moim mieszkaniu zawitały moje przyjaciółki.
- Iza opowiadaj co u ciebie,jak z dzieckiem?-zapytałam podawając dziewczyną gorące czekolady.
- Dobrze,dziecko rośnie,rozwija się prawidłowo.Sebastian szaleje na punkcie ciąży i w ogóle.-zaśmiała się.
- Pola a u ciebie?-spytałam drugą przyjaciółkę.
- Po staremu,nie mogę mieć dzieci i muszę znosić rozłąkę z Darkiem,ale jakoś żyje czyli tak jak zawsze.-powiedziała i się zaśmiała.
- Nie tak jak zawsze bo masz Darka.-powiedziała Iza.
- A Lenka u ciebie?
- Wiecie byłam teraz u Bartka i w ogóle jakoś tak dobrze jest.-uśmiechnęłam się.
- Napiłabym się czegoś.-stwierdziła Pola.
- Nie ma picia jest z nami ciężarna.-zaśmiałam się.
- Oj Iza by się nie obraziła.-powiedziała i spojrzała na brunetkę.
- No dobra polej jej czegoś.-Iza zaczęła się śmiać.Otworzyłam wino,które przywiozłam z Włoch.
- Lena a jak w ogóle ze zdrowiem?-zapytała Pola.
- Dobrze,biorę witaminy znaczy powinnam brać witaminy,ale ciągle zapominam je kupić.-powiedziałam,a one spojrzały na mnie złowrogo.
- Lena chcesz znów wylądować w szpitalu?-zapytała zła Pola.
- Nie spokojnie nic mi nie jest,jutro pójdę kupić witaminy,a w ogóle mam wizytę u lekarza za trzy dni.-powiedziałam patrząc na kalendarz.
- O super to zadzwonisz do nas jakie masz wyniki.-powiedziała Iza i upiła łyk czekolady.
- Dobrze mamo.-zaśmiałam się.
- No i tak ma być.-powiedziała i spojrzałyśmy wszystkie na siebie,ale w końcu nie wytrzymałyśmy i zaczęłyśmy się śmiać.Cieszę się,że mam tak wspaniałe przyjaciółki,które sprawiają że nawet w najgorszy dzień w życiu sprawiają że potrafię się uśmiechnąć nie na długo choćby na moment....


I jest kolejny :)
Na początku pragnę podziękować wszystkim za nominacje,na pewno jak będę miała czas to odpowiem na pytania.Również muszę podziękować za komentarze :)
Mam nadzieję że wam się rozdział spodoba i będę mogła liczyć na wasze komentarze,mamy już maj kurcze szybko ten czas leci jeszcze dwa miesiące i wakacje po prostu świetnie,a co najważniejsze wreszcie rozpocznie się sezon reprezentacyjny.
Następny pojawi się za tydzień i jeszcze raz dziękuję za wszystko.
Pozdrawiam Aga